Gdy przybywa demon wszelki
Widzę jego ogień wielki
Ogień mocy, ogień pragnień
Duszy jak pokarmu łaknie
Swoje szpony zardzewiałe
Wbija głębiej w moje serce
Mam ich ślady zrumieniałe
Tak samotny w bladej męce
Jego oddech siarką struty
Rodem z pieca wielkiej huty
Truje bardziej, truje mocno
Wieńczy eskapadę nocną
Szukam deski, Ja tonący
Znów w objęciach gadzich kleszczy
Pada na mnie topór grzmiący
Złego ziarna dzieci wieszczy
Rezygnacja dziś odpada
Trza się pozbyć tego gada
Bez wyrzutów i bez wspomnień
Podłe czyny wnet zapomnieć
Nie ma czasu, na co zwlekać
Demoniczny synu czarny
Ja się ciebie dziś wyrzekam
Trud twój pozostaje marny
Nadciągają legijony
Cherubinów bataliony
Aby wspomóc mnie mężnego
Walecznego, podtrutego
Prastare kojące zioła
Boska łąka urodziła
Świt chłonąca nimfa goła
Napar życia z nich pichciła
Nakarmiony kwiatem cudnym
Konfrontacji mitem zgubnym
Zamiast walczyć trzeba leczyć
A następnie zabezpieczyć
To nadziei iskra jasna
Znów jaskrawa o poranku
Pospolita modła własna
I przypowieść o Baranku